• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Miniatury egzegetyczne © "Chrześcijanin", nr 11-12/1999
Drukuj Wyslij adres A A A  

I straszno, i smutno

Edward Czajko

"Albowiem nie wstydzę się ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdemu, kto wierzy, Żydowi najpierw, potem i Grekowi" (Rz 1,16)

Jest nam obcy - nam, biorąc ogólnie, chrześcijanom ewangelikalnym - antysemityzm, ujawniany i nieujawniany, chrześcijaństwa nominalnego czy postchrześcijańskiego pogaństwa. Albowiem semici, tu chodzi o Żydów, to także nasi bliźni, a Słowo Boże mówi: "Będziesz miłował bliźniego swego, jak siebie samego" (Ga 5,14). Spośród nich też - co powinno powszechnie być wiadome - dał Bóg, żywy i prawdziwy, Chrystusa, apostołów i innych pierwszych wyznawców i naśladowców Pana naszego. A ponadto, w naszych polskich warunkach jakże często dzieliliśmy i czasem nadal dzielimy los mniejszości wyznaniowej. Oto, co pisze jeden z nas, biorąc ogólnie, chrześcijanin ewangelikalny, w swoich wspomnieniach: "W szkole miałem serdecznego przyjaciela - był nim Żyd, Bibi Nahemsztein. Tej przyjaźni nigdy nie zapomnę (...) Zbliżyło nas także i to, że obaj poddawani byliśmy w szkole represjom z powodu różnic wyznaniowych. Szkoła nasza była szkołą katolicką z obowiązkiem uczęszczania na lekcje religii rzymskokatolickiej. Moi rodzice nie mogli się z tym pogodzić: uczyłem się przecież religii w zborze na niedzielnych lekcjach Biblii. Podobnie mój przyjaciel Bibi - uczył się religii w synagodze. Musieliśmy z pokorą znosić upokorzenie za to, że byliśmy innowiercami. Dokuczali nam nie tylko koledzy, ale i niektórzy nauczyciele" (Kazimierz Muranty - "Mój powrót do Boga", Warszawa 1998). Mój los był łatwiejszy, gdyż naukę w szkole rozpocząłem dopiero na początku wojny, bo jestem młodszy niż autor cytowanego wspomnienia. Ale również gdy chodzi o mnie, to nie chciano przyjąć do wiadomości, że przyszedłem na świat, bo nie było jeszcze wówczas urzędów stanu cywilnego, a sąsiadki, skądinąd miłe, mówiły: choć Żydek, ale ładny, bo nie byłem - jako urodzony w rodzinie zielonoświątkowej - ochrzczony w niemowlęctwie (to z opowiadań rodziców; przepraszam, że o tym piszę!). W szkole średniej zaś los mniejszości wyznaniowej dzieliłem z muzułmanami, dwoma braćmi ze znanego tatarskiego rodu Chazbijewiczów, a następnie Półtorżyckich.

Zrobiwszy taki wstęp, chcę się podzielić wrażeniami z lektury wydawnictw drugiej strony, żydowskiej. Na targach książki, chyba przed rokiem, przejrzałem kilka numerów pisma żydowskiego pt. "Midrasz". Nabyłem później numer (nr 1(9) 1998) poświęcony stosunkowi Żydów do Chrystusa i chrześcijaństwa. I cóż tam czytamy? Otóż czytamy to, co podaję niżej w cytatach. W słowie wstępnym redaktora naczelnego czytamy m. in.: "Oni nie należą już do narodu żydowskiego. W tej kwestii halacha i powszechne przekonania Żydów są ze sobą zgodne jak rzadko: Żyd-chrześcijanin przestaje być Żydem. Zmiana wyznania jest aktem i apostazji, i narodowej zdrady. A przecież Żyd, który przechodzi, powiedzmy, na buddyzm czy nawet na islam, nie jest - poza środowiskami ortodoksyjnymi - tak jednoznacznie potępiany, mimo że halacha nie traktuje tego inaczej niż konwersji na chrześcijaństwo. Błądzi, ale pozostaje w rodzinie. Na taką wyrozumiałość Żyd-chrześcijanin liczyć nie może". I dalej: "Żyd-chrześcijanin nie może być liczony do minianu - niezbędnego do publicznych modłów quorum dziesięciu dorosłych Żydów (to prawidłowo - przyp. mój) - i nie może uzyskać obywatelstwa Izraela na mocy Prawa do Powrotu. Żyd-ateista nie będzie z tym miał natomiast żadnych problemów" (to straszne - przyp. mój). Następnie, w rozmowie chrześcijanina narodowości żydowskiej z żydem, czyli wyznawcą judaizmu narodowości żydowskiej, Żyd wyznania judaistycznego mówi: "Jeżeli Żydzi nie są chrześcijanami to lepiej". Albo: "Mnie martwi, jeżeli to Żydzi stają się chrześcijanami". Czy też: "Wolałbym, żeby pozostawali (Żydzi) poza wszelkimi religiami, niżby stawali się chrześcijanami". "Cieszę się, gdy ludzie stają się członkami Kościoła, ale się martwię, jeśli są to Żydzi". W artykule zaś pt. "Prawdziwy Mesjasz?" (bardzo antychrystusowym) autorstwa rabina Aryeh Kaplana czytamy takie zdanie: "Żyd, który przechodzi na wiarę chrześcijańską, ma prawo nazywać siebie "żydowskim chrześcijaninem", lecz przestaje być Żydem. Wraz z grzechem zabójstwa i kazirodztwa, jest to jeden z trzech grzechów głównych, których nie wolno się dopuścić nawet pod groźbą śmierci. Misjonarze (autor ma na myśli w tym artykule misjonarzy ruchu żydowskiego: "Żydzi dla Jezusa" - przyp. mój) mówią ci: "Wierz w Jezusa, a będziesz zbawiony". Prawda zaś jest taka, że ten, kto wpadnie w ich sieć, zostaje na zawsze odsunięty od swego Boga. Żyd winien raczej oddać życie niż przyjąć chrześcijaństwo". Na szczęście znajdujemy na łamach tego numeru "Midrasza" inne głosy. Na przykład głos Piotra, studenta Politechniki Warszawskiej: "Tłumaczyłem sobie, że skoro nie każdy Ukrainiec musi być prawosławny i nie każdy Anglik jest protestantem, to i ja nie muszę być wyznania mojżeszowego (...) Nie umiałbym wyrzec się wiary w Chrystusa, nie tylko Bożego syna, ale i niezwykłego człowieka. Uważam zresztą, że moje żydowskie pochodzenie to kwestia przede wszystkim biologii, a poglądy religijne nie mogą zależeć od genów". Bardzo mądrze, młody człowieku!

Takie stawianie sprawy jak w powyższych cytatach - z wyjątkiem tego ostatniego - zaakceptowali dzisiaj niektórzy chrześcijanie. Przed drugą wojną światową zaś było sporo misji, które postawiły sobie za zadanie, jak kiedyś apostołowie, głoszenie ewangelii również Żydom. Jest też sprawą błogosławioną, że poglądów wyrażanych w powyższych cytatach - również z wyjątkiem wypowiedzi studenta - nie podzielają ani ludzie narodowości żydowskiej ze znanego ruchu pod nazwą "Żydzi dla Jezusa", ani też baptyści i zielonoświątkowcy narodowości żydowskiej, którzy wyemigrowali z dawnego Związku Radzieckiego do Izraela. Odważnie głoszą ewangelię, która jest mocą Bożą ku zbawieniu ... Żydowi najpierw.

Edward Czajko


PS: Po tych smutnych cytatach, dla odprężenia, żydowska anegdota: "Umierająca Żydówka mówi do męża: - Słuchaj, Pinkus, ja teraz umieram i ja cię proszę, jak będzie pogrzeb, to ty idź z moją matką, jakbyście byli w najlepszej przyjaźni. Ja wiem, że ty jej nie znosisz, ale na moim pogrzebie musisz udawać. - No cóż, Sara - odpowiada mąż - jak ty tak chcesz, to ja to zrobię, ale mówię ci, że z tego pogrzebu to ja przyjemności mieć nie będę". (Według: Leszek Kołakowski, "Mini wykłady o maxi sprawach, Seria druga", Wyd. ZNAK, Kraków 1999.)

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony