• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Felietony redakcyjne © "Chrześcijanin", nr 05-06/2000
Drukuj Wyslij adres A A A  

Bóg poza ramami

Kazimierz Sosulski

Mówi się, że podróże kształcą. Niewątpliwie. Przy okazji usługiwania sześciu kanadyjskim zborom polonijnym, odwiedziłem Toronto Airport Christian Fellowship, wspólnotę znaną z tzw. "Toronto blessing". TACF zdążyła się już rozrosnąć: zakupiono trzy duże obiekty po jakimś przedsiębiorstwie, powołano ośrodek szkoleniowy, organizuje się konferencje dla gości z całego świata. Główne audytorium liczy być może 2000 miejsc, a może więcej. Tego niedzielnego popołudnia było tam ok. 800 osób. Śpiew prowadzony przez zespół, ogłoszenia, powitanie przybyłych po raz pierwszy. Jest wśród nich jakiś Kubańczyk. Pastor Arnott zadaje mu pytania, ten odpowiada. W trakcie tej rozmowy stojąca obok pastora Kanadyjka pochodzenia chińskiego zaczyna wirować dłońmi tuż przed twarzą Kubańczyka (przypomina to ruchy tzw. tai chi stosowane w walkach wschodnich). Kubańczyk pada tyłem na podłogę. Teraz Arnott wykonuje gwałtowny ruch prawą rękę i "Chinka", ścięta z nóg, pada obok. Pastor komentuje to z uśmiechem: - Otrzymała podwójną porcję. Następnie na podium wnoszą krzesło z wysokim oparciem i podłokietnikami. Siedzi na nim szczupła blondynka, ubrana w czarne spodnium. Właściwie trudno powiedzieć, że siedzi. Nie jest w stanie zachować pionowej postawy. Jej ruchy wyglądają jak ruchy chorego na porażenie mózgowe. Mam wrażenie, że przyniesiono ją po to, by się o nią modlić. Ale nie. Krzesło postawiono za przeźroczystym pulpitem z pleksi. Arnott przedstawia kobietę zgromadzeniu - jej ojcem jest misjonarz pracujący w Chinach. (W tym czasie ona, zsunąwszy się z krzesła, leży twarzą do podłogi.) Heidi Baker, mówi Arnott, jest doktorem teologii i dzisiaj wygłosi kazanie. Wtedy kobieta kuca, bierze mikrofon i przez kilkanaście minut śpiewa improwizując do muzyki grającego cały ten czas zespołu. Silny głos, miła melodia i budujące słowa stwarzają podniosłą atmosferę. Niektórzy ludzie zsuwają się z krzeseł i leżą, inni klękają i modlą się. W końcu Heidi Baker wstaje, otwiera Biblię i zaczyna czytać fragment Ew. Jana 6,1-14, o cudownym rozmnożeniu chleba. Jest to czytanie przerywane dziwnymi konwulsyjnymi ruchami, trwa więc dość długo. Potem zaczyna przemawiać. Wypowiada kilka wyrazów, wstrzymują ją konwulsje, kontynuuje zdanie, znów konwulsje. Krzyczy: "Czy wiecie kto tam był?" I odpowiadając sobie chwieje się i zanosi histerycznym śmiechem: "Mały chłopiec! Czy mnie słyszycie? Mały chłopiec!" Znów wybuch histerycznego śmiechu. Na sali cisza. Pastor w towarzystwie swojej żony i pastorów-asystentów siedzi w pierwszym rzędzie cały zasłuchany. Baker kontynuuje: "I co on miał? Ha! Ha! Ha! O, ludzie! Dwie małe rybki!!!" Nie może powstrzymać się od spazmatycznego śmiechu. Zanosi się, zatacza, wykrzykuje. Na sali cisza. Robi mi się smutno. Wraz z moimi dwoma towarzyszami mamy tę samą myśl: wychodzimy. Zbyt przygnębiające to przeżycie.

Tytułem wyjaśnienia. W kręgach zbliżonych do "Toronto blessing" takie zachowanie jest uważane za przejaw nowego rodzaju namaszczenia. Dlatego w księgarni TACF w Toronto widzimy także sprzedawcę, którym co chwilę wstrząsają konwulsje. Pozostaje to w zgodzie z poglądem: "Bóg wybiera obrazę naszego umysłu, aby wyjawić co jest w naszym sercu. Bóg wychodzi poza ramy, w które my Go ubraliśmy i robi to, czego On sobie życzy - Bóg jest Bogiem, a nie my!" (z ulotki rozdawanej przed nabożeństwem w zborze w Pensacoli na Florydzie). Pastor tego właśnie zboru, kiedyś podczas nabożeństwa przeprowadził na podium rozmowę z 18-letnią dziewczyną, która, przytrzymywana przez niego, słaniając się i trzęsąc za pulpitem, ledwie mogła mówić. Sprawiała wrażenie chorej. Wykrztuszała z siebie zdania, z których wynikało, że jest szczęśliwa - Bóg odmienił jej życie dając jej dar wstawienniczej modlitwy. Przejawem, jakby dowodem tego właśnie "namaszczenia" miało być właśnie to jej dziwne zachowanie.

Nie sprawia mi przyjemności pisanie o tych zjawiskach. Nie chciałbym krytykować ani być negatywny. Nie mogę jednak o tym milczeć, gdy widzę jak poprzez propagowanie odrzucania "normalności" antychryst chce przygotować sobie w umysłach milionów chrześcijan autostradę. Naszym obowiązkiem, drodzy czytelnicy, jest ocenianie nauczania, które do nas dociera i badanie duchów "czy są z Boga". Ale żeby móc ocenić czyjeś nauczanie, trzeba najpierw umieć zrozumieć Pismo Święte zgodnie z podstawowymi zasadami jego interpretacji.

19 lat temu pojawiła się w niektórych kręgach charyzmatycznych niewłaściwa postawa wobec Pisma Świętego. Twierdzenia: "Bóg jest większy niż Jego Słowo; jest ponad swoim Słowem; Bóg jest większy niż Jego pisane Słowo" sprawiły, że poderwany został autorytet Biblii. Dlatego właśnie pewien czołowy działacz i nauczyciel biblijny ze znanej w świecie organizacji misyjnej, na konferencji zorganizowanej wiosną tego roku, wziął do ręki Biblię, zamachał nią w powietrzu i powiedział z całym przekonaniem: "Czy myślicie że to jest Słowo Boże? Nie, w tej Księdze w ogóle nie jest powiedziane, że to jest Boże Słowo. To jest tylko książka napisana przez ludzi. Bożym Słowem jest Jezus Chrystus i tylko On". Co wynika z takiego twierdzenia? Można wyciągnąć np. taki wniosek: "Jeśli ukaże mi się Jezus i On coś mi powie, to będzie to znaczyło więcej niż Biblia, bo On jest przecież "żywym Słowem", a nie martwą księgą napisaną przez ludzi. Mówi do mnie osobiście". Stąd ta eksplozja poszukiwania osobistych objawień, "wizyt w niebie", proroctw i usługiwania proroków. Znika z kazalnic Słowo Boże wraz ze zdrowym jego zrozumieniem, zastępują je świadectwa i opowiadania o tym, co robi Bóg tu i ówdzie. Zamiast głoszenia Słowa Bożego stosuje się rozmaite "duchowe" techniki manualne, które błyskawicznie mają rozwiązać zawikłane życiowe sytuacje. Ludzie szukają wrażeń, naśladują innych, poddają się elektryzującym doznaniom, których działanie w pewnym sensie przypomina działanie narkotyku. A przecież wszelkie duchowe doznania pozbawione Bożego Słowa działającego w człowieku jedynie za pośrednictwem Ducha Świętego, który wprowadza nas we wszelką prawdę, są okultyzmem. Diabeł posługuje się dziś słowami: "Bóg wychodzi poza ramy, w które my Go ubraliśmy i robi to, czego obdarzyć mądrością ku zbawieniu przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów..."

Kazimierz Sosulski

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony