• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Miniatury egzegetyczne © "Chrześcijanin", nr 03-04/2000
Drukuj Wyslij adres A A A  

Córka prorokująca

Edward Czajko

"I stanie się w ostateczne dni, mówi Pan, że wyleję Ducha mego na wszelkie ciało i prorokować będą (...) córki wasze (...)". [Dz 2,17]
"Któż jest jak Pan, Bóg nasz, który mieszka na wysokościach i patrzy w dół na niebo i na ziemię? Podnosi nędzarza z prochu, a ubogiego wywyższa ze śmieci, aby posadzić go z książętami, z książętami ludu swego". [Ps 113,5-8]

Pierwszy raz przeczytałem o niej w pracy Harveya Coxa, wybitnego teologa i religioznawcy, profesora Uniwersytetu Harvarda, poświęconej ruchowi zielonoświątkowemu na świecie (bardzo ciekawa praca, angielski tytuł: "Fire from Heaven"). Otóż podróżując po świecie, by zebrać materiały, prof. Cox znalazł się pewnego razu w Brazylii, w Rio de Janeiro. Uczestniczy oto w nabożeństwie zielonoświątkowego zboru pod wezwaniem Amor de Deus (Miłości Bożej). Zgromadzeni tam wierni - to kolorowi i czarni. Śpiewają radosne refreny, klaszczą w dłonie, podnoszą ręce ku gwiazdom (określenie H. Coxa). Ich pieśni głoszą, że jest tam obecny Bóg, że płyną rzeki błogosławieństwa, że kocha ich Jezus. Śpiewają także trzy chóry: młodzieżowy, chór złożony z osób dorosłych i chór żeński. Dwie kobiety - jedna młodsza, druga w średnim wieku - mówią innymi językami. Mężczyzna w czarnym garniturze, białej koszuli i ciemno-niebieskim krawacie, usługuje darem tłumaczenia języków. W pewnym momencie pastor zboru zaprasza za kazalnicę wysoką, piękną czarną kobietę. I oto ona. Członkini zboru. Wchodzi z ufną odwagą na prezbiterium, sprawdza mikrofon, patrzy na morze oczekujących twarzy, uśmiecha się, i rozpoczyna swoje świadectwo.

Urodziła się z rodziców półanalfabetów i wzrastała w slamsach. Jej rodzice często byli chorzy i często bez pracy. Jej babka była niewolnicą (niewolnictwo zniesiono w Brazylii dopiero w 1888 roku). Ona sama zaś - bohaterka tych naszych rozważań - od najmłodszych lat miała za zadanie odnosić ciężkie kosze wypranych przez matkę, świeżo wyprasowanych koszul i wyhaftowanej bielizny do bogatych rodzin, zawsze wpuszczana od strony kuchennego wejścia. Jej religią, tak jak całego jej środowiska, była mieszanka ludowego katolicyzmu i "Umbanda" - brazylijskiej wersji wierzeń afrykańskich, gdzie jest miejsce na wiarę w wędrówkę dusz. Ale, jak mówi zborowemu zgromadzeniu, te zwyczaje i praktyki nie były w stanie dać jej poznać kim jest i kim Bóg chce, aby była. Doświadczała ogromnej rozpaczy. Bywały chwile, gdy po prostu chciała umrzeć. I właśnie wtedy, miała wówczas dwadzieścia sześć lat, przemówił do niej Bóg, Duch Święty wszedł w jej życie, a ona odczuła radość zbawienia. Miało to miejsce w zielonoświątkowym zborze, który odtąd stał się jej duchowym domem. Alleluja - odpowiedzieli zebrani wierni, dla których kiedyś stała się ich współwyznawczynią, siostrą w Chrystusie.

Przechodząc od tego osobistego wątku zaczyna następnie mówić o tym, w jak okrutny sposób społeczeństwo brazylijskie traktuje ludzi ubogich. Wymienia skorumpowanych polityków i skorumpowanych wielkich biznesmenów. Mówi o tym, jak kiedyś - gdy pracowała jako sprzedawczyni na ulicznym targu - Bóg wezwał ją do tego, by zechciała coś z tą całą nędzą zrobić; jak podjęła kursy, by zostać pomocnicą pielęgniarki; jak została organizatorem swojej wspólnoty jako wolontariusz. Jak - nadal nieusatysfakcjonowana - stała się aktywną członkinią świeżo założonej lewicowej Partido dos Trabalhadoros ("Partii Robotników"). Przypominała zebranemu zborowi teraz to, o czym już wiedział, ale słuchano z wielkim zainteresowaniem. Przed kilkoma latami Bóg sprawił, że wygrała wybory do rady miejskiej, gdzie starała się służyć Mu z całego serca i z całej duszy. Gdy dostojnie schodziła, by zająć swoje miejsce w ławce, zebrani klaskali i wołali: "Alleluja". Prof. H. Cox dowiedział się później, że w 1986 roku została deputowaną do parlamentu Brazylii. Pierwsza czarna kobieta na takim stanowisku.

Drugi tekst poświęcony tej samej osobie znalazłem ostatnio w prasie polskiej. A mianowicie, w "Wysokich Obcasach", feministycznym czy może tylko profeministycznym dodatku do "Gazety Wyborczej" ("Wysokie Obcasy", nr 3 z 22.01.2000). Ten właśnie tekst sprawił, że zapragnąłem poświęcić jej tych parę zdań. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do ww. publikacji. Artur Domosławski, który jest autorem, opatrzył swój artykuł zatytułowany "Benedita" podtytułem: "Opowiem wam o Kopciuszku z Rio". Mamy tutaj więcej szczegółów z jej biografii, a także działalności społeczno-politycznej, niż w pracy prof. Coxa. Urodziła się w roku 1943. Czternaste dziecko w rodzinie. Dziecko ulicy. Od rana do nocy poza domem, choć co to za dom. Praca na targu, noszenie czystego prania do klientów, przynoszenie brudów, włóczęga. Z całego rodzeństwa tylko ona nauczyła się czytać i pisać. Ale doba była za krótka i na szkołę, i na pracę, więc naukę zakończyła na podstawówce. Jej szkołą na długie lata pozostała ulica. Ale później - jak wiemy już od prof. Coxa - jej życie uległo radykalnej przemianie w Chrystusie. Powołana następnie, wolą Opatrzności, do służby społecznej i politycznej zrobiła wiele - swoją działalnością w radzie miejskiej, w parlamencie, a obecnie także na stanowisku wicegubernatora stanu Rio de Janeiro - aby ulżyć doli ludzi biednych i, również nie do pozazdroszczenia, doli brazylijskich kobiet. Energicznie walczy o sprawiedliwość społeczną.

O kim to ja piszę? Otóż o Benedicie da Silva, wiernej i gorliwej członkini zielonoświątkowego zboru Amor de Deus w Rio, deputowanej do parlamentu Brazylii i wicegubernatorze stanu Rio de Janeiro. Benedita da Silva - to prawdziwy prorok. Może nie w takim sensie, jaki ten termin ma dla niektórych naszych denominacyjnych proroków, ale na pewno w takim, jaki kojarzy nam się z prorokiem Amosem; prorokiem sprawiedliwości społecznej.

Edward Czajko

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony