Bogactwo, bieda i infantylizm
Edward Czajko
"Słuchajcie tego słowa wy, krowy baszańskie, mieszkające na górze Samarii, które uciskacie biednych, gnębicie
ubogich, mówicie do swoich mężów: Przynoście, a będziemy piły!" (Am 4,1).
"Bracia, nie bądźcie dziećmi w myśleniu, ale bądźcie w złem jak niemowlęta, natomiast w myśleniu bądźcie dojrzali"
(1Kor 14,20).
"Abyśmy już nie byli dziećmi, miotanymi i unoszonymi lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp,
prowadzący na bezdroża błędu" (Ef 4,14)
Inspiracją, natchnieniem do zwrócenia uwagi na te zagadnienia, w tym na infantylizację religii, był wywiad, jakiego jednej z
gazet udzielił znany współczesny pisarz izraelski, Amos Oz (ur. 1939), który niedawno gościł w naszym kraju ("Gazeta Wyborcza",
1-2 lipca br.). Zgodnie z moim odczytaniem, dwa zasadnicze wątki przejawiają się w wypowiedziach znakomitego pisarza.
Po pierwsze, to jego przepowiednia, by nie powiedzieć proroctwo, odnośnie do końca, jeśli nie świata, to na pewno obecnego
systemu w tym "świecie, w którym bogaci bogacą się coraz bardziej, a biedni biednieją". Pisarz mówi: "Myślę, że prędzej czy
później ta polaryzacja doprowadzi do przemocy. Nie wiem dokładnie do jakiej. Terroryzm? Rozruchy emigrantów? Przemoc może
przyjść ze strony skrajnie biednych narodów, które postawią reszcie świata ultimatum: albo nakarmicie nas, albo was wykończymy.
No i będzie problem. Bo jest tylko kwestią czasu, kiedy jakiś rząd, nawet bardzo biednego kraju, zdobędzie dostęp do którejś z
broni masowego rażenia. Nawet niekoniecznie do bomb atomowych, które są technicznie skomplikowane. Wystarczy broń
bakteriologiczna albo chemiczna (...) Gdybym mógł dzisiaj zatrzymać historię w miejscu! Przecież wszyscy widzieliśmy jej
szaleństwa! Ale ona się nie zatrzyma. A pruje kursem na zderzenie. Bo tym się musi skończyć globalizacja, polaryzacja
społeczeństw i infantylizacja kultury".
Po drugie, drugi wątek, to właśnie infantylizacja ludzkości. W wywiadzie czytamy: "Cała strategia neokapitalizmu
sprowadza się do globalnej infantylizacji ludzkości. Kiedy w telewizji oglądamy reklamy - nie ma znaczenia, czy w warszawskim
hotelu, czy w moim izraelskim domu - widzę, że dziewięć na dziesięć ogłoszeń przemawia do mnie tak, jakbym był dzieckiem.
Dobrze wiedzą, dlaczego to robią: dzieci są najlepszymi konsumentami. Nie myślą dwa razy, zanim kupią sobie jakiś gadżet".
I dalej: "Najgorszym niebezpieczeństwem jest globalna infantylizacja, zamiana ludzi w ogłupione pożądaniem zabawek dzieci,
urodzone, by kupować (...) Nie przeraża mnie popkultura. Przeraża mnie sytuacja, w której coraz więcej ludzi chowa się do
przedszkola. Ludzie stają się coraz bardziej dziecinni. Nie tylko jako konsumenci. Infantylizm może też stać się źródłem
okrucieństwa. Dzieciom brak wyobraźni, która pozwoliłaby im poczuć, jak cierpi ktoś, komu sprawiają ból (...) Dziś niezwykle
jest ułatwiony masowy dostęp do przyjemności. Natychmiastowa satysfakcja na życzenie (...) Ludzkość pozbywa się znacznej części
swoich terytoriów intelektu i wyobraźni". Uff! Wystarczy tego cytowania.
Z tego punktu oglądania dzisiejszego świata chciejmy spojrzeć na religię dzisiaj, na chrześcijaństwo, a w szczególności na
chrześcijaństwo pentekostalne, bo ono przecież powinno nas, na tych łamach, najbardziej obchodzić i być naszą troską. Nie
zajmujmy się więc bogactwem niektórych kurii, nie mówmy o kosztownej bazylice w biednym afrykańskim kraju czy o naszym swojskim
Licheniu. Zostawmy to innym. Czy nasze własne szeregi nie mają sobie nic do zarzucenia w tej dziedzinie? Na pewno mają. W
głównej zaś mierze chodzi tu o kręgi neopentekostalne, o kręgi nauczające, że prawdziwy chrześcijanin - to człowiek zawsze
zdrowy i zawsze bogaty, czy też o kręgi chlubiące się swoją niezależnością, swoją independencją. Bo czymże innym są przeobfite
lunche czy dinnery w luksusowych hotelach czy też budowanie religijnych imperiów, gdzie nawet pies ma klimatyzowaną budę, jak
nie tuczeniem się ku zatraceniu? Jak widzieliśmy, w niektórych przypadkach na moralną czy cywilną śmierć nie trzeba było długo
czekać. Niektórzy z nas w ten styl życia i służby są zazdrośnie zapatrzeni. Pragnęliby to naśladować. Budować swoje religijne
imperia, kupować sobie podwładnych i oferować religijne gadżety.
Teraz co do infantylizacji. We wspólnocie wierzących, której mam zaszczyt i przyjemność służyć już bez mała dwa
dziesięciolecia, minęły czasy, kiedy z zachwytem słuchano ludzi spoza kraju, w tym też zza wielkiej wody. Kiedyś taki okres
był. Przynoszono prawdziwą ewangelię. Przemawiano jak do ludzi dojrzałych. Te czasy minęły. Dzisiaj nasi ludzie wolą swoich.
Nie poddających się jeszcze infantylizacji religii. Dzisiaj zza wielkiej wody, a także spośród tych, którzy za tamtejszymi
trendami poszli, przychodzi wielka infantylizacja, wielkie zdziecinnienie. Ewangeliczne kaznodziejstwo obumiera. Zasada:
sola Scriptura (tylko Pismo) - zdradzana. Naprawdę stajemy się jak dzieci, które zachłystują się byle nową zabawką, i
które są "miotane i unoszone lada wiatrem nauki". Jak zauważył Amos Oz, zdziecinnienie może być okrutne. Możemy znaleźć tego
przykłady. Są wspólnoty, w których dla ludzi starszych, a także w średnim wieku, ale myślących trzeźwo, nie ma miejsca.
Stosunek do nich jest czasem okrutny. A przywódcy tych independentnych wspólnot mają taką władzę, że nawet "nieomylny" papież w
Rzymie mógłby pozazdrościć.
Czasem też widać, że na infantylizacji ten kurs się nie zatrzymuje. Zmierza ku "faunizacji" (łac. fauna - ogół świata
zwierzęcego). A natchnione Słowo wzywa: "Nie bądźcie nierozumni jak koń i jak muł" (Ps 32,9). Psy zaś będą na zewnątrz (por.
Obj 22,15). A co z lwami?
Edward Czajko