Chwila łaski
Monika Kwiecień
Z początkiem roku przewaliła się przez media wiadomość, że znany ksiądz, ceniony teolog oraz odważny i prawy człowiek,
oficjalnie wystąpił z Kościoła katolickiego, bo przestał wierzyć w bóstwo Jezusa Chrystusa. Media jak to media: rzuciły się na
newsa, przeżuły, wypluły i rzuciły się na nowego. Redakcja tygodnika, który tę wiadomość podał, w komentarzu położyła tymczasem
akcent na pytanie o osobistą motywację i odpowiedzialność każdego, kto uważa się za człowieka wierzącego. Dlaczego wierzę?
Dlaczego jestem członkiem Kościoła? I to, co najważniejsze: kim jest dla mnie Jezus Chrystus? Może dlatego, że trwał Tydzień
Modlitw o Jedność Chrześcijan, o odpowiedź poproszono przedstawicieli różnych wyznań chrześcijańskich, między innymi
protestanta.
Przyznam, że to kluczowe pytanie uderzyło mnie wówczas, domagając się odpowiedzi. "Kim jest dla ciebie Jezus Chrystus?" to
jedno z tych pytań, jakie najczęściej słyszymy podczas kazań i wystąpień ewangelizacyjnych. Ośmieliłabym się powiedzieć, że dla
stałych bywalców nabożeństw pytanie to brzmi już banalnie. A jednak bywają chwile - są to chwile łaski - gdy rzeczywiście
dociera ono do człowieka i domaga się odpowiedzi tak długo, aż jej udzielimy. Są to chwile, gdy nasza odpowiedź nie brzmi z
definicji poprawnie, grzecznie i pobożnie, tylko uczciwie. Bo kiedy rzeczywiście trafia nas ostrze tego pytania, nie udaje nam
się dłużej łudzić i okłamywać.
Człowiek wychowany w kulturze chrześcijańskiej, który przeszedł jakąś edukację religijną albo sam szukał na to pytanie
odpowiedzi, potrafi powiedzieć ze dwa zdania na ten temat. Oczywiście, taki czy inny zasób wiadomości religijnych nie oznacza
automatycznie osobistej wiary. Jednak w Polsce nie ma, przynajmniej na razie, tego problemu, co w historii o Niemcach z
ówczesnego NRD, przytaczanej jako świadectwo ateizacji społeczeństwa. Ojciec z synem podczas pobytu w Polsce zwiedzali jakiś
kościół. Na widok krucyfiksu chłopiec spytał:
- Tato, a kto to jest ten pan na ścianie?
Czytamy w Ewangeliach, że kiedy Jezus zaczął publiczną działalność, szybko poszedł ostry szumek w Palestynie. No, to był
news! O tym się rzeczywiście mówiło, plotkowało, toczyło spory, snuło przypuszczenia, plany i intrygi. "Za kogo mnie ludzie
uważają?" - zapytał Jezus, chcąc otrzymać feedback, jakby dziś powiedział modny komentator wydarzeń społecznych.
Za proroka, za mesjasza, za nawiedzonego, za cudotwórcę, za wywrotowca, za idola, za szamana, za szarlatana, za szlachetnego
humanistę, za… Jedno trzeba przyznać - obojętności nie budził.
"A wy za kogo mnie uważacie?" - zapytał Jezus i dla Piotra przyszła chwila łaski. I mógł wyznać: uwierzyłem i poznałem (por.
Mt 16,13nn.; J 6,69).
"Chrystus żyje we mnie" - te słowa wyznania świętego Pawła rozbrzmiały we mnie w odpowiedzi na pytanie "Kim jest dla ciebie
Jezus Chrystus?". I ogarnęła mnie jednocześnie wdzięczność i strach. Co było pierwsze, co przeważało? Chciałabym myśleć, że
wdzięczność. A jeśli lęk, to przed czym? Nie przed tym, że "to zbyt dobre, aby było prawdziwe", bo przecież słowa apostoła
Pawła są prawdą w odniesieniu do każdego, kto narodził się na nowo, kto należy do Chrystusa.
Bądźmy szczerzy, jest w tym obawa przed spojrzeniem prawdzie w oczy. Świadomość, do czego to wyznanie zobowiązuje i jak
bardzo potrzebne mi jest kształtowanie Boże.
Ale to nie wszystko, bo jest też inny lęk. To coś, co się staroświecko nazywa bojaźnią Bożą. To nie jest życie w strachu, że
Bóg tylko czyha, żeby grzmotnąć piorunem, pokarać, przylać pasem. Kiedy kogoś kochamy, nie chcemy go ranić. Nie będziemy
poniżać, obmawiać, krzywdzić, zadawać bólu. Jeśli naprawdę boimy się Boga, nie będziemy chcieli w żaden sposób Go zasmucać.
Albo, jak to zwięźlej i celniej ujął mój niezawodny nauczyciel:
- Bać się Boga nie znaczy trząść portkami, tylko nie robić świństw.
Monika Kwiecień