• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Porozmawiajmy © "Chrześcijanin", nr 03-04/1997
Drukuj Wyslij adres A A A  

Współczesne bałwochwalstwo

Michał Hydzik

Historia Naamana, opisana w Drugiej Księdze Kroniki, rozdział 5. obfituje w wiele duchowych prawd dotyczących między innymi uzdrowienia ciała. A ponieważ tak wielu ludzi cierpi na różne dolegliwości i w związku z tym poszukuje uzdrowienia, warto zwrócić uwagę na przynajmniej dwie prawdy nasuwające się podczas lektury powyższego tekstu.

Pierwszą z nich jest postawa Naamana. Dowiedziawszy się o Elizeuszu, przez którego Bóg czynił cuda, całą swoją uwagę skoncentrował on na proroku. Jadąc wyobrażał sobie jak też postąpi prorok: "... wyjdzie, stanie przede mną, potem wezwie imienia Pana Boga swojego, podniesie swoją rękę nad chorym miejscem i usunie trąd" (10-11).

Czytając ten fragment nie sposób nie zauważyć, że cała nadzieja Naamana, całe jego oczekiwanie skupiło się na człowieku, na naczyniu, którym posługiwał się Bóg.

W moim wynikającym z doświadczenia przekonaniu, problemem wielu ludzi jest właśnie to, że większą uwagę przywiązują do naczyń niż do Boga posługującego się tymi naczyniami. Postawa taka nie jest czymś nowym, ujawniała się ona już w czasach działalności apostołów. W 3. rozdziale Dziejów Apostolskich czytamy o uzdrowieniu człowieka chromego od 40 lat. Tłum ludzi całą swoją uwagę skierował nie na Pana Jezusa, sprawcę uzdrowienia, lecz na Piotra i Jana. Całe szczęście, że przed zdumionym tłumem stali pokorni słudzy, którzy natychmiast odwrócili uwagę od siebie kierując ją na Pana Jezusa. "...dlaczego się temu dziwicie i dlaczego się nam tak uważnie przypatrujecie, jakbyśmy to własną mocą albo pobożnością sprawili, że on chodzi?" (3,12-13)

Podobna sytuacja zaistniała w Listrze, gdzie uzdrowiony został mężczyzna chory na bezwład nóg (Dz 14,8-14). Tłum ludzi wraz z kapłanami usiłował złożyć ofiarę Pawłowi i Barnabie uznając ich za bogów. I znowu pokora apostołów powstrzymała bałwochwalcze zapędy ludzi.

Tam jednak gdzie znika pokora, gdzie nie ma tego dramatycznego wezwania: "Ludzie co robicie? I my jesteśmy tylko ludźmi, takimi jak i wy..." (14,15), tam naczynia stają się przedmiotem czci, ubóstwiania, tam rodzą się różne bałwochwalcze kulty. Historia Kościoła znaczona jest wieloma tego typu dowodami. Ale nie tylko historia, także współczesność dostarcza nam sporo tego typu przykładów. Ludzie, choć są tylko ludźmi, przyswajają sobie chwałę należną Bogu, stają w centrum uwagi, a Bóg pozostaje gdzieś w cieniu, i tylko od czasu do czasu przypadkowo wspomina się Jego rolę. Plakaty i foldery pełne są opisów dokonań i opiewania naczyń używanych przez Boga, a nie samego Boga.

Drugą prawdą, na którą w tej historii chciałbym zwrócić uwagę to postawa Gehaziego, sługi Elizeusza.

Wykorzystał on fakt uzdrowienia Naamana, aby powiększyć swoje zasoby materialne, swoje konto. Inaczej mówiąc, przyjął zapłatę za to, co w miłosierdziu swoim uczynił Bóg dla Naamana. Bóg uzdrowił, a Gehazi zainkasował odpowiednią sumę.

Oburzony taką postawą pokorny sługa Boży zapytał: "Czy to była odpowiednia pora przyjmować pieniądze, aby nabyć za nie szaty i oliwki i winnice, i trzody owiec i bydło?" (5,26). Wszystkie konsekwencje spadły na głowę nieodpowiedzialnego Gehaziego.

Dla mnie osobiście, czymś odrażającym, powodującym zdecydowanie negatywną reakcję jest zachowanie niektórych ludzi stosujących uwspółcześnione metody Gehaziego. Metody te są różnorakie, ale głównie sprowadzają się one do "wyciągania" maksymalnie jak największej ilości pieniędzy, i to w każdy sposób. Ci chorzy, biedni ludzie w rozpaczy poszukujący pomocy, gotowi są oddać wszystko za nadzieję uzdrowienia. Ale czy wolno, czy jest to moralne, chrześcijańskie, by wykorzystywać tego typu okazje?

Parafrazując pytanie Elizeusza należałoby zapytać: "Czy jest to odpowiednia pora, odpowiednie audytorium? Czy za pieniądze tych ludzi godzi się nabywać szaty i winnice?" Jak należy rozumieć godzinne wezwania do złożenia kolekty, deklaracji finansowych itp. przed przystąpieniem do modlitwy za chorymi? Dlaczego nie robi się tego po modlitwie, gdy sprawa już jest jasna, kto został, a kto nie został uzdrowiony? Czy nie jest to przypadkiem chwyt psychologiczny: dasz, to zostaniesz uzdrowiony, nie dasz - nie zostaniesz uzdrowiony? Kto w takiej sytuacji nie chciałby dać!?

Demokracja przyniosła nam w kraju wiele błogosławieństwa, ale i wymusza daleko posuniętą ostrożność, aby nie dać się wykorzystać i oszukać.

Michał Hydzik

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony