Ziemia niczyja (...) i wody międzynarodowe
Edward Czajko
Uwaga pierwsza, historyczno-humorystyczna. Ewangeliczna wspólnota wyznaniowa, w której przed ponad dziesięcioma laty
byliśmy, jako zielonoświątkowcy, częścią składową, uczestniczyła w działalności ruchu ekumenicznego, reprezentowanego w naszym
kraju przez Polską Radę Ekumeniczną. Należeliśmy do jej kierownictwa, braliśmy udział w jej pracach, organizowaliśmy spotkania
i nabożeństwa ekumeniczne.
Te ostatnie przede wszystkim w okresie dorocznych Oktaw Modlitw o Jedność Chrześcijan w styczniu.
Na początku ze strony naszych wiernych, podobnie jak i w innych wspólnotach kościelnych, były co do tego pewne opory. Otóż
pewnego razu przełożony warszawskiego zjednoczonego zboru musiał odpierać zarzuty swoich współwyznawców i tłumaczyć się ze
swych bliskich kontaktów z księżmi i biskupami innych wyznań, wyznań nieewangelicznych. I wówczas, sam słyszałem, ów przełożony
odpowiadał, iż spotyka się z tymi ludźmi, by głosić im ewangelię. - Posłany jestem, aby głosić ewangelię wszystkiemu
stworzeniu, a biskupi i księża do tego "wszystkiego stworzenia" niewątpliwie należą - tłumaczył się nasz warszawski przełożony
ze swego ekumenicznego zaangażowania.
Uwaga druga, wyłącznie historyczna. Podczas jakiegoś posiedzenia, również dawno temu, podkomisji do spraw dialogu
teologicznego z udziałem przedstawicieli denominacji rzymskokatolickiej, mówiąc o naszej działalności ewangelizacyjnej,
powiedziałem, że zadanie to jest niezmiernie ważne, gdyż jest u nas w Polsce dużo ludzi, którzy są tak naprawdę poza
chrześcijaństwem, są wyznaniowo jak gdyby ziemią niczyją. W dalszej dyskusji uchwycono się tego określenia. Starano się
mianowicie udowodnić, że Polska to kraj chrześcijański, że Polacy to wyznaniowo wiadomo kto. Odgryzłem się wtedy ("choć gryzę,
to sercem gryzę!") moim polemistom pytaniem: czy członkowie KC, to też wasi ludzie? (Czy młodzi czytelnicy wiedzą dzisiaj co to
było KC?).
W ubiegłym roku przykładem takiej ziemi niczyjej i takich wód międzynarodowych, którą wolno uprawiać i na których terenie
wolno łowić ("ludzi łowić będziesz" - Łk 5,10), był słynny Przystanek Woodstock w Żarach. Jak czytaliśmy w prasie, Przystanek
Woodstock Jerzego Owsiaka był poprzedzony rzymskokatolickim Przystankiem Jezus (gratulacje! i dobrze, że pod tym właśnie
imieniem), w którym uczestniczyło niemal 900 osób, a zatem nieco więcej niż w ogólnopolskim zjeździe młodych ewangelików w
Łodzi w październiku (776 osób) i nieco mniej niż na zlocie młodzieży zielonoświątkowej w Morągu w lipcu (ok. 1000 osób).
Dobrze, że wykorzystano misyjnie ten czas i to miejsce. Byli tam aktywni również nasi wierni z Żar oraz okolicznych zborów
("zielonoświątkowcy, którzy zupę rozdawali za darmo" - pisała prasa); aktywni podczas właściwego Woodstocka.
Na Przystanku Woodstock zgromadziły się tłumy młodzieży, podobno 200 tysięcy. O tej młodzieży w olbrzymiej większości można
powiedzieć, wynikało to z rozmów, iż jest "bez Chrystusa, nie mająca nadziei i bez Boga na świecie" (por. Ef 2,12). Była to
młodzież zewnętrznie udająca twardzieli, ale wewnętrznie, duchowo spragniona innego, lepszego życia. A to lepsze życie może dać
tylko Jezus.
Nie tylko Przystanek Woodstock w Żarach jest dowodem na to, że Polska potrzebuje ewangelizacji. To widać.
Widzi to rzymskokatolicki papież, Jan Paweł II, który w 1987 roku na Placu Defilad w Warszawie powiedział: "Polska, Ojczyzna
nasza, potrzebuje ewangelizacji, podobnie jak inne kraje Europy". "Intencja Papieża była oczywista - pisze ks. Józef
Kudasiewicz - posyłając misjonarzy do pogan, nie zapominajcie, że i wy jesteście krajem misyjnym, że i wy potrzebujecie
ewangelizacji". Polska jest krajem misyjnym. Widzą to inni, widzimy to i my.
Rok 2000, zwany rokiem jubileuszowym, będzie szczególną okazją, by głosić "wszystkiemu stworzeniu", w naszym przypadku
wszystkim Polakom, że Jezus Chrystus przyszedł i w Duchu przychodzi, by zwiastować prawdziwy rok jubileuszowy, "miłościwy rok
Pana" (Łk 4,19), czas nawiedzenia Pańskiego. Idźmy więc i głośmy ewangelię.
PS:
Oto kolejne postscriptum do pośmiania się czy uśmiechnięcia (za czasów mojej młodości nieżyjący już prezbiter
M.P. mówił, że prawdziwy chrześcijanin nie śmieje się, tylko się uśmiecha). "Pewnego razu w Republice Dominikany, na
zakończenie bardzo uczęszczanych rekolekcji, zaprosiliśmy do odprawiania Mszy Świętej miejscowego biskupa, który nie płonął
entuzjazmem do charyzmatów i charyzmatyków. Msza była sprawowana na wolnym powietrzu. Gdy biskup już rozpoczął celebrację,
zorientowaliśmy się, że nie działają mikrofony. Zakrystian gorączkowo miotał się manipulując wzmacniaczem, mikrofonami,
sznurami, ale nic z tego nie wychodziło. Bez nagłośnienia nie było możliwe, aby tak wielki tłum usłyszał cokolwiek, toteż
biskup powiedział otwarcie: - Widzę, że mamy mały problem z mikrofonami. Na to tłum wiernych odpowiedział: - I z duchem twoim.
Wierni myśleli, że rozpoczęła się Msza Święta (że biskup wypowiada liturgiczne pozdrowienie: Pan z wami - przyp. mój), a nie
wiedząc, co się dzieje, wypowiedzieli słowo prawdy: rzeczywiście mieliśmy mały problem z jego duchem. Dzięki Bogu, wkrótce
udało się go przezwyciężyć" (Według: Marino Parodi, o. Emilien Tardif - "Dary Ducha Świętego i Nowa Pięćdziesiątnica", Warszawa
1998, s. 59).
Edward Czajko