• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Sylwetki © "Chrześcijanin", nr 03-04/2000
Drukuj Wyslij adres A A A  

Corrie Ten Boom

Piotr Żądło

Wąska uliczka w centrum Haarlemu w Holandii. Środek dnia, mnóstwo śpieszących się, wchodzących do różnych sklepów ludzi. Kupują, szybko coś przegryzają, biegną dalej. Na rogu tej zatłoczonej uliczki stoi budynek, na którym widnieje napis: Zegarki Ten Boom. Wchodzimy do środka. Znajdujemy się w sklepie pełnym zegarków, mili sprzedawcy pytają co podać, ale nas interesuje coś innego, coś, co wydarzyło się w tym miejscu, w tym budynku ponad 60 lat temu. Po wąskich schodach prowadzi nas przewodnik do mieszkania na piętrze nad sklepem. Opowiada niesamowite, a jednak prawdziwe, związane z rodziną Ten Boom, historie z czasów wojny. W pokoju siadamy na krzesłach mieszkających tu niegdyś ludzi. Wsłuchujemy się w spokój wnętrza tego mieszkania unoszący się ponad całym tym zabieganiem na zewnątrz. To tu mieszkała kobieta oddana całkowicie Bogu. Myślę, że gdy poznamy jej historię, oddamy chwałę Bogu i dostrzeżemy Jego wielkość i wszechogarniającą miłość.

Ratować przed zagładą

Willem Ten Boom założył swój sklep z zegarkami w Haarlemie w roku 1837. Po nim przejął sklep jego syn Casper, a potem córka Corrie.

Corrie Ten Boom urodziła się w roku 1892. Jej ojciec i rodzeństwo od lat już poświęcało się służbie pomocy potrzebującym ludziom. Ich dom był domem otwartym dla innych. Byli bardzo zaangażowani w różnego rodzaju działalność charytatywną w swoim mieście. Kiedy nastała II wojna światowa, na różne możliwe sposoby starali się ukrywać Żydów. W ich domu powstała słynna kryjówka. Była to maleńkich rozmiarów przestrzeń, trzy metry na metr, zamurowana ścianą. Wchodziło się do tej kryjówki przez szafę. Tak więc w chwili łapanki znajdowało tam schronienie kilkanaście osób. Dom rodziny Ten Boom wraz ze swą kryjówką był pewnego rodzaju punktem przerzutowym. Kiedy pomagający Żydom ludzie znaleźli już dla nich miejsce schronienia u innych rodzin, gdzieś daleko na wsi, wtedy zajmujący kryjówkę ludzie opuszczali ją, a na ich miejscu szybko pojawiali się nowi. W ten sposób udało się rodzinie Ten Boom uratować przed hitlerowską zagładą wielu Żydów.

Niestety, 28 lutego 1944 roku stała się rzecz tragiczna. Ktoś doniósł nazistowskiej policji o działalności rodziny Ten Boom i sześcioro członków rodziny wraz z Corrie zostało aresztowanych i wywiezionych do obozu koncentracyjnego. W następnych dniach uwięziono następne 30 osób zaangażowanych w tę pracę. Opustoszały dom był pod ciągłą kontrolą Niemców. W chwili aresztowania w kryjówce było sześciu Żydów, którzy przez prawie trzy dni pozostawali bez wody i jedzenia czekając na uwolnienie.

W obozie

Casper, ojciec Corrie, umarł w wieku 84 lat w więzieniu, podobny los spotkał innych członków rodziny. Corrie wraz ze swoją siostrą Betsie została wywieziona do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Był to dla obu sióstr okres bardzo ciężki. W rezultacie Betsie poważnie zachorowała i na tydzień przed terminem ich zwolnienia umarła w obozie. Był to niesamowity cios dla Corrie. W swojej książce "Prisoner and yet..." wspomina: "Straszna samotność wypełniła moje serce - uświadomiłam sobie jaka jestem sama. Nie dane mi już będzie czerpać otuchy i pocieszenia z tych cudownych rozmów z Betsie. Ale nagle moje serce owładnięte zostało uczuciem pokoju, dotknęło mnie uczucie prawdziwej radości. Mówił do mnie Duch Boży: "Pan dał, Pan wziął, błogosławione niech będzie imię Pańskie". Pobiegłam do umywalni, gdzie składano zmarłych, by zobaczyć ciało Betsie. Wyglądała niewiarygodnie młodo, zobaczyłam jej twarz pełną pokoju i szczęśliwą jak twarz dziecka. Był to kawałeczek nieba pośrodku otaczającego nas piekła. Potężna radość od Pana napełniła moje serce. Wołałam w modlitwie: Ucz mnie, Panie, nieść moje brzemię wśród ciemności, smutku i łez. Nie daj, bym miała się żalić innym. Ucz mnie znosić wszystkie burze ziemi, serca. Daj, bym mogła spokojnie cierpieć, zgodnie we wszystkim z Twoją wolą. Chcę w mojej słabości poznać Twą moc, naucz mnie być Twym dzieckiem".

W roku 1945, w pierwszy dzień Nowego Roku Corrie wyszła na wolność. Ale dopiero w 1959 roku, gdy odwiedziła obóz w Ravensbrück, dowiedziała się, że jej zwolnienie z obozu było dziełem urzędniczej pomyłki. W tydzień później wszystkie kobiety z jej baraku powędrowały do komory gazowej.

Latarka i brudne szmatki

Bóg czuwał nad jej życiem. Po wojnie dużo podróżowała dzieląc się świadectwem mocy Boga. Napisała ponad 20 książek. Odwiedzała różne kraje, a w 1964 roku odwiedziła również Polskę. 10 sierpnia tego też roku wygłosiła swe świadectwo w Zborze w Bielsku-Białej. Mówiła bardzo obrazowo, lubiła używać różnych pomocy do przedstawiania głoszonych prawd.

W czasie tego wystąpienia pokazała zgromadzonym latarkę i powiedziała: "Widzicie, ta latarka nie daje światła, choć nie jest zepsuta. Rzecz w tym, że ma tylko jedną baterię. Miejsce drugiej zajmują brudne szmatki. Nic więc dziwnego, że nie może ona świecić. Ta pierwsza bateria to pierwsza komnata wielkiego pałacu. Kiedy przyjąłeś Pana Jezusa, Bóg uczynił Cię swoim dzieckiem i to nie koniec, lecz dopiero początek pałacu. Jest w nim wiele komnat do przejścia. On chce, abyśmy ciągle byli napełnieni Jego Świętym Duchem. Te brudne szmatki to: niewiara, duma, niewłaściwy stosunek do innych ludzi, nieczyste myśli i czyny i wszystkie temu podobne rzeczy".

W innym miejscu, podczas swojej usługi pokazała zebranym prostokątny kawałek materiału z niewyraźnym zarysem jakiegoś kształtu. Był to haft wykonany kolorowymi nićmi. Nikt nie mógł powiedzieć, co ten obrazek przedstawia. Strzępy różnokolorowych nitek, niewyraźne brzegi, nierówności - nie dawały wyraźnego obrazu. Następnie odwróciła ku zebranym drugą stronę tkaniny. Można było na niej zobaczyć wspaniale wyhaftowany obraz korony. "Tak jest i z naszym życiem - powiedziała - nieraz nie widzimy w nim sensu. Wydaje się nam nieładem i gmatwaniną. Natomiast z Bożej strony przedstawia się ono zupełnie inaczej - wszystko jest na swoim miejscu, wyraźne i celowe".

Jak dolecieć do Nieba

Pewnego razu w jednym z dużych miast w biurze podróży Corrie Ten Boom załatwiała sobie rezerwację na przeloty samolotem do wielu różnych miast w różnych krajach. Zaintrygowana tym faktem urzędniczka zapytała ją, jakie jest jej docelowe miasto podróży? Wówczas Corrie bez namysłu i zdecydowanie odpowiedziała: Niebo. Urzędniczka zaczęła w swoich wykazach szukać nazwy takiego miasta. Po chwili pilnego szukania z zakłopotaniem stwierdziła: "Proszę Pani, ale ja nie mam w moich wykazach nazwy takiego miasta". Wtedy Corrie z uśmiechem odpowiedziała: "W pani wykazach na pewno go nie ma, ale ja dam pani taką książeczkę, w której to miasto jest dokładnie opisane", i wręczyła jej Nowy Testament. Dodała:

"Z tej książeczki będzie się pani mogła dowiedzieć, jakie miasto będzie pani końcową stacją - Niebo czy Piekło". Zaskoczona i poruszona tym urzędniczka poprosiła Corrie o rozmowę. Skutkiem tej rozmowy było nawrócenie się urzędniczki, ponieważ i ona chciała wiedzieć i być tego pewna, jakie miasto będzie celem jej podróży.

Corrie Ten Boom zmarła 15 kwietnia 1983 roku w wieku 91 lat. Odeszła do Tego, którego tak bardzo kochała i któremu poświeciła wszystkie swoje siły. Weszła do rzeczywistości i tego docelowego miasta, za którymi tak bardzo tęskniła.

Tak więc, Drodzy" (...) mając wokół siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wielki ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyścigu, który jest przed nami, patrząc na Jezusa (...)" (Hbr 12,1).

Wszystkich zachęconych powyższą historią odsyłam do niezwykle interesującej książki "Bezpieczna kryjówka" napisanej przez Corrie Ten Boom oraz filmu wideo, który jest ekranizacją skróconej wersji tej książki.

Piotr Żądło

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony