O niebie, z nutą prowokacji
Monika Kwiecień
Ubogi krewniak prosi zamożnego wuja o posadę.
- Jak wiesz, czekamy na Mesjasza - mówi wuj po namyśle. - Będziesz co rano wypatrywał, czy się nie zjawi. Dam ci 12 rubli
miesięcznie.
- Jak mam za to przeżyć?!
- Fakt, to niewiele. Ale za to pracę będziesz miał i ty, i twoje dzieci, i wnuki, i prapraprawnuki…
Stara żydowska anegdota nieźle oddaje to, co część chrześcijan myśli po cichu o powtórnym przyjściu Pańskim. Owszem, jest
taki punkt w wyznaniu wiary, ale bywa odsuwany na "święte nigdy".
Czy nadejścia Chrystusa wypatrują z nadzieją tylko ludzie umęczeni chorobą lub pogrążeni w żałobie? Albo nędzarze bez
perspektyw? Lub ci, których nie cieszy życie i wszędzie widzą samo zło? Czy wołanie "Przyjdź, Panie Jezu" jest częścią
nabożeństwa, bo musi nią być? Inaczej mówiąc, dlaczego chcemy iść do nieba i co mielibyśmy tam robić? Oto nieformalny
sondaż:
- Co za pytanie; przecież nikt nie chce pójść do piekła.
- Chcę znowu zobaczyć moją żonę.
- Na początek mam mnóstwo pytań do różnych postaci ze Starego i Nowego Testamentu, a potem zobaczymy.
- Zastanawiam się, co będę jadła, skoro nie znoszę mleka ani miodu [pod wpływem opisu ery mesjańskiej u proroków].
- Mówi się, że to będzie wieczne nabożeństwo, ale ta perspektywa mnie przeraża.
Pytanie o niebo nasunęło mi się w związku z zakończeniem cyklu artykułów o sprawach ostatecznych, który ukazywał się na
naszych łamach. To, co Nowy Testament mówi na temat eschatologii, budzi mnóstwo interpretacji i sporów. W obliczu
niewyobrażalnego człowiek próbuje ratować się wyobraźnią i wpada w jej pułapki. Nieprzypadkowo bardziej przekonująco - inna
sprawa, czy zawsze rzeczywiście biblijnie - wypadają malarskie wyobrażenia sądu i piekła niż nieba.
"Niedzielne komiksy przedstawiają świętych, jak wylegują się na chmurach, trącając struny harf. Trudno, by nas ten obraz
zachwycał - piszą Brent Curtis i John Eldredge w książce Święty romans. Jak znaleźć się bliżej Bożego serca. - To, że
większość chrześcijan w skrytości uważa, iż ziemia jest znacznie ciekawsza od nieba, świadczy o uwodzicielskiej sile naszego
wroga i niedostatkach naszej własnej wyobraźni. […]
Wiemy, że niebo zaczyna się od wielkiej uczty, ale co potem? Długa drzemka? Typowa nabożna odpowiedź - "Będziemy wielbić
Boga" - również niewiele wnosi. Jest ona niewątpliwie zgodna z Biblią, a moja reakcja być może tylko świadczy o mnie, lecz
brzmi to nazbyt jednowymiarowo. Coś w moim sercu pyta: I to wszystko? To ile hymnów i pieśni odśpiewamy?
Będziemy wielbić Boga w niebie, a to znaczy, że wszystko, co żyje, będzie uwielbieniem, nie zaś śpiewaniem na okrągło pieśni
Cudowna Boża łaska. Przypowieści o minach z 19 rozdziału Ewangelii św. Łukasza oraz o talentach z 25 rozdziału Ewangelii
św. Mateusza zapowiadają dzień, gdy wszyscy zajmiemy swoje prawdziwe miejsce w Bożej gospodarce, pełniąc funkcję, do której
przygotowujemy się na ziemi. […]
Częścią tej wielkiej przygody będzie odkrywanie cudów nowego nieba i nowej ziemi, a najbardziej zapierającym dech spośród
nich wszystkich okaże się sam Bóg. Otrzymamy całą wieczność na zgłębianie tajemnic Bożych i nie tylko na zgłębianie, ale też na
sławienie ich i dzielenie się nimi ze sobą nawzajem. […] Pamiętajmy: będziemy doskonali, a to znaczy, że będziemy tym, co
od początku było Bożym zamysłem wobec nas. A wówczas, jak powiada [George] MacDonald:
"Będziemy mieli cały wszechświat dla siebie i będziemy dobrymi, radosnymi dziećmi w wielkim domu naszego Ojca. Myślę, że
wtedy będziemy mogli przenikać wzajemnie do dusz innych i przez nie, z naszą włącznie, a więc będziemy jak Bóg. Wówczas wszyscy
będziemy tak kochający i bezinteresowni jak Jezus; będzie w nas - tak jak w Nim - jedna jedyna radosna myśl, że Bóg jest i że
jest Tym, kim jest; a sam fakt, że druga istota jest po prostu inna niż my, czyni jej istnienie drogocennym"".
Zadośćuczynieniem dla naszych nie zawsze doskonałych nabożeństw, lekiem na ułomności naszej religijnej wyobraźni jest
poznawanie Boga w żywej społeczności z Nim, tu i teraz. To ważniejsze od planowania, jaki to pałac "hen, poza górami" miałby na
nas czekać. Holenderska misjonarka, nieżyjąca już Jo Baas, współpracowniczka Corrie ten Boom, zakończyła kiedyś w Polsce swoje
wystąpienie kaznodziejską przypowieścią.
Oto święci odbierają z rąk Boga swoje korony, złote i srebrne, lśniące od drogocennych kamieni. Niepoliczona rzesza wiernych
przechodzi przez scenę niebios przed Bożym tronem, otrzymując swą nagrodę. I okazuje się nagle - choć to niepojęte, bo trudno
podejrzewać niebo o braki w zaopatrzeniu - że w pewnym momencie zabrakło koron do wręczenia. Jezus zwraca się wówczas do
czekających na swoją kolej:
- Czy wystarczy wam, że ja sam będę waszą nagrodą?
Monika Kwiecień
Głębokie życie Kościoła mierzy się intensywnością, z jaką oczekuje on swego Pana, radosną pewnością, z jaką wierzy i ogłasza
Jego Królestwo, wiernością, z jaką modli się o Jego przyjście (Mt 6,10; Ap 22,20).
Suzanne de Diétrich, Boży plan zbawienia