• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
- © "Chrześcijanin", nr 01-02/2008
Drukuj Wyslij adres A A A  

O niebie, z nutą prowokacji

Monika Kwiecień

Ubogi krewniak prosi zamożnego wuja o posadę.

- Jak wiesz, czekamy na Mesjasza - mówi wuj po namyśle. - Będziesz co rano wypatrywał, czy się nie zjawi. Dam ci 12 rubli miesięcznie.

- Jak mam za to przeżyć?!

- Fakt, to niewiele. Ale za to pracę będziesz miał i ty, i twoje dzieci, i wnuki, i prapraprawnuki…

Stara żydowska anegdota nieźle oddaje to, co część chrześcijan myśli po cichu o powtórnym przyjściu Pańskim. Owszem, jest taki punkt w wyznaniu wiary, ale bywa odsuwany na "święte nigdy".

Czy nadejścia Chrystusa wypatrują z nadzieją tylko ludzie umęczeni chorobą lub pogrążeni w żałobie? Albo nędzarze bez perspektyw? Lub ci, których nie cieszy życie i wszędzie widzą samo zło? Czy wołanie "Przyjdź, Panie Jezu" jest częścią nabożeństwa, bo musi nią być? Inaczej mówiąc, dlaczego chcemy iść do nieba i co mielibyśmy tam robić? Oto nieformalny sondaż:

- Co za pytanie; przecież nikt nie chce pójść do piekła.

- Chcę znowu zobaczyć moją żonę.

- Na początek mam mnóstwo pytań do różnych postaci ze Starego i Nowego Testamentu, a potem zobaczymy.

- Zastanawiam się, co będę jadła, skoro nie znoszę mleka ani miodu [pod wpływem opisu ery mesjańskiej u proroków].

- Mówi się, że to będzie wieczne nabożeństwo, ale ta perspektywa mnie przeraża.

Pytanie o niebo nasunęło mi się w związku z zakończeniem cyklu artykułów o sprawach ostatecznych, który ukazywał się na naszych łamach. To, co Nowy Testament mówi na temat eschatologii, budzi mnóstwo interpretacji i sporów. W obliczu niewyobrażalnego człowiek próbuje ratować się wyobraźnią i wpada w jej pułapki. Nieprzypadkowo bardziej przekonująco - inna sprawa, czy zawsze rzeczywiście biblijnie - wypadają malarskie wyobrażenia sądu i piekła niż nieba.

"Niedzielne komiksy przedstawiają świętych, jak wylegują się na chmurach, trącając struny harf. Trudno, by nas ten obraz zachwycał - piszą Brent Curtis i John Eldredge w książce Święty romans. Jak znaleźć się bliżej Bożego serca. - To, że większość chrześcijan w skrytości uważa, iż ziemia jest znacznie ciekawsza od nieba, świadczy o uwodzicielskiej sile naszego wroga i niedostatkach naszej własnej wyobraźni. […]

Wiemy, że niebo zaczyna się od wielkiej uczty, ale co potem? Długa drzemka? Typowa nabożna odpowiedź - "Będziemy wielbić Boga" - również niewiele wnosi. Jest ona niewątpliwie zgodna z Biblią, a moja reakcja być może tylko świadczy o mnie, lecz brzmi to nazbyt jednowymiarowo. Coś w moim sercu pyta: I to wszystko? To ile hymnów i pieśni odśpiewamy?

Będziemy wielbić Boga w niebie, a to znaczy, że wszystko, co żyje, będzie uwielbieniem, nie zaś śpiewaniem na okrągło pieśni Cudowna Boża łaska. Przypowieści o minach z 19 rozdziału Ewangelii św. Łukasza oraz o talentach z 25 rozdziału Ewangelii św. Mateusza zapowiadają dzień, gdy wszyscy zajmiemy swoje prawdziwe miejsce w Bożej gospodarce, pełniąc funkcję, do której przygotowujemy się na ziemi. […]

Częścią tej wielkiej przygody będzie odkrywanie cudów nowego nieba i nowej ziemi, a najbardziej zapierającym dech spośród nich wszystkich okaże się sam Bóg. Otrzymamy całą wieczność na zgłębianie tajemnic Bożych i nie tylko na zgłębianie, ale też na sławienie ich i dzielenie się nimi ze sobą nawzajem. […] Pamiętajmy: będziemy doskonali, a to znaczy, że będziemy tym, co od początku było Bożym zamysłem wobec nas. A wówczas, jak powiada [George] MacDonald:

"Będziemy mieli cały wszechświat dla siebie i będziemy dobrymi, radosnymi dziećmi w wielkim domu naszego Ojca. Myślę, że wtedy będziemy mogli przenikać wzajemnie do dusz innych i przez nie, z naszą włącznie, a więc będziemy jak Bóg. Wówczas wszyscy będziemy tak kochający i bezinteresowni jak Jezus; będzie w nas - tak jak w Nim - jedna jedyna radosna myśl, że Bóg jest i że jest Tym, kim jest; a sam fakt, że druga istota jest po prostu inna niż my, czyni jej istnienie drogocennym"".

Zadośćuczynieniem dla naszych nie zawsze doskonałych nabożeństw, lekiem na ułomności naszej religijnej wyobraźni jest poznawanie Boga w żywej społeczności z Nim, tu i teraz. To ważniejsze od planowania, jaki to pałac "hen, poza górami" miałby na nas czekać. Holenderska misjonarka, nieżyjąca już Jo Baas, współpracowniczka Corrie ten Boom, zakończyła kiedyś w Polsce swoje wystąpienie kaznodziejską przypowieścią.

Oto święci odbierają z rąk Boga swoje korony, złote i srebrne, lśniące od drogocennych kamieni. Niepoliczona rzesza wiernych przechodzi przez scenę niebios przed Bożym tronem, otrzymując swą nagrodę. I okazuje się nagle - choć to niepojęte, bo trudno podejrzewać niebo o braki w zaopatrzeniu - że w pewnym momencie zabrakło koron do wręczenia. Jezus zwraca się wówczas do czekających na swoją kolej:

- Czy wystarczy wam, że ja sam będę waszą nagrodą?

Monika Kwiecień


Głębokie życie Kościoła mierzy się intensywnością, z jaką oczekuje on swego Pana, radosną pewnością, z jaką wierzy i ogłasza Jego Królestwo, wiernością, z jaką modli się o Jego przyjście (Mt 6,10; Ap 22,20).

Suzanne de Diétrich, Boży plan zbawienia

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony